wtorek, 4 grudnia 2007

Post mortem. Katyń1940.

Po lekturze filmu "Katyń"...

Słowa "lektura" używam celowo...to film, który się czyta i niczym powieść, która ożyła, wbija się w pamięć obrazem aż po samo dno podświadomości.
Rok 1939...nic się nie dzieje. Nie ma spektakularnych scen bitew i trupów wylatujących w powietrze. Jest za to żona, która przepycha się do męża przez tłum uchodźców, niczym przez kolejki w supermarkecie. Tak po prostu, zwyczajnie...Kolejna zwykła scena to scena odmowy. Rozmowa Rotmistrza z żoną przeprowadzona z pasją, ale tak, jakby jednak rozmawiali o trochę bardziej codziennych sprawach...
Potem reżyser powoli rozpościera nad bohaterami parasol zagłady...bardzo powoli, niemal do niezauważenia. Nadzieja i wola prowadząca bohaterki przez dni wojny...Życie z dnia na dzień aż do obsesyjnego oczekiwania na powrót męża. Napięcie budowane w tej zwyczajności okupacyjnego życia i oczekiwania nieustannie w kierunku zagłady i klęski nadziei, przecież znanej i wiadomej tym, co na film poszli...
Po 20 minutach nikt już nie chrupał kukurydzy, ani nie siorbał coli z kubka. Przeniósł się całkowicie w świat obozu w Kozielsku, gdzie część osób przeczuwała co się święci. Rola swetra, małej materialnej rzeczy, która w sercu dzielnej kobiety trzymała nadzieję jeszcze następnych 5 lat...
"Katyń" to również bolesny i niezapomniany portret przemian społecznych. Po wojnie do Generałowej przychodzi na chwilkę stara gosposia. Teraz starościna. Teraz "Pani", jak powiedział mąż...genialnie przedstawiona scena, jak Stasia wtacza się, niczym niezgrabna krowa, do samochodu. Ta tandeta i brak klasy wychodzi wtedy w całej swojej okazałości. Tymczasem Generałowa stoi w oknie...szczupła i wyprostowana jak struna. Anna też zarabia po wojnie z godnością na swoje życie, jako współwłaścicielka laboratorium fotograficznego.
Najpiękniejsza w filmie jest opowieść o honorze. W bolesnej rzeczywistości nasuwania się na ten zamierający honor, mgławicy zatrutej sowieckiej demoralizacji, słowa: "Życiorys ma się tylko jeden" brzmią dumnie...niestety duma umiera w nierównej walce z szują uzbrojoną w karabin.
W pewnym momencie dziennik przenosi widza w samo serce katyńskich wydarzeń. Najpierw brzozowy las, potem betonowy budynek i kres...

W kinie ludzie wstają po cichu. Bez słowa z zaciętym wyrazem twarzy zbierają się do wyjścia...jakoś im nie pasuje ten dyskotekowy hałas w holu Cinema City. Tak samo, jak pali w środku Pałac Kultury i gmach KC jak nigdy dotąd..."Katyń" kontrastuje świat. Tego rodzaju kontrast jest teraz potrzebny społecznie bardziej niż kiedykolwiek przedtem.


Do tego wszystkiego dochodzi piękne niezobowiązujące dopełnienie w tle piosenką Lecha Makowieckiego "Katyń 1940": http://www.zayazd.pl/.

Brak komentarzy: